PLN
Anticult
nr kat.: 1347770
Decapitated
Nośnik: CD
Rekomendowane produkty
Lista utworów
Nr albumu | Nr utworu | Tytuł | Wykonawca | Czas trwania |
---|---|---|---|---|
1 | 1 | Impulse | Decapitated | 6:01 |
1 | 2 | Deathvaluation | Decapitated | 4:23 |
1 | 3 | Kill The Cult | Decapitated | 4:40 |
1 | 4 | One-Eyed Nation | Decapitated | 4:59 |
1 | 5 | Anger Line | Decapitated | 3:44 |
1 | 6 | Earth Scar | Decapitated | 5:09 |
1 | 7 | Never | Decapitated | 6:04 |
1 | 8 | Amen | Decapitated | 2:49 |
Opinie
Anticult
×
Koszt dostawy:
Zmień kod pocztowy
Gdzie kupić?
Sprawdź dostępność produktu w Twojej okolicy
Rafiol
Nasza duma eksportowa!
Fani Decapitated dzielą się na tych, którzy tolerują pierwsze 2-3 płyty i na tych, którzy akceptują woltę stylistyczną prezentowaną przez grupę Vogga od dłuższego już czasu. Owa wolta stylistyczna z biegiem czasu postępowała coraz dalej od tego, co najbardziej przemawiało do wielu fanów tej kapeli w jej twórczości, a najnowszy pełniak, „Anticult”, jest naturalną konsekwencją tego procesu. Wiem jedno, lanie, jakie sprawili mi swoją siódmą płytą zapamiętam na długo. A sama muzyka na „Anticult”? Mocna, chwytliwa, energetyczna i przebojowa w pełnym znaczeniu tego słowa. Już na wejściu grupa rodem z Krosna nie wyrzeka się zaawansowanego technicznie grania o ogromnej sile rażenia. Decapitated na brzmi jadowicie, ciężko, szybko, ale i precyzyjnie. Przymiotnik „techniczny” nie jest w tym przypadku tylko umownym określeniem, bo riffy, solówki i niespodziewane wypuszczenia gitarowe Vogga dowodzą dużego kunsztu gitarzysty, który jest na tym krążku wściekły, ale za tą wściekłością idzie też precyzja. Z niebywałą żywiołowością sąsiaduje tu atonalna praca gitary, kreśląca charakterystyczne - jak to określa zespół - pejzaże, przechodząc w ciężar przywodzący na myśl radykalizm Szwedów z Meshuggah, by ostatecznie dokonać dzieła zniszczenia kapitalną solówką. Decapitated gdzieniegdzie prezentuje wręcz rockowy potencjał do konstruowana przebojowej muzyki, która w równoległej rzeczywistości okupowałaby radiowe playlisty. Ale w związku z tym, że to METAL, to musi być pod górkę… Zabójczo ciężkie riffy z udziałem podwójnej stopy prują tu często dziarsko wraz z kolejnymi powtórzeniami refrenu, ze stadionową niemal energią, znajdując swą puentę w postaci mocarnego groove'u. Kwartet wykazuje kompozytorską dojrzałość Decapitated, która nie polega na bezdusznej ekwilibrystyce i przesadnym popisywaniu się umiejętnościami technicznymi, co bywa przecież niestety u wielu kolegów po fachu pokusą, której trudno się oprzeć. Na „Anticult” podopiecznym Nuclear Blast Records udała się jednak rzecz niemożliwa: nagrali album jeszcze bardziej różnorodny niż „Blood Mantra”, jeszcze bardziej zapadający w pamięć i - co równie ważne - brzmiący wyjątkowo naturalnie, co w dziedzinie technicznego death metalu nie jest wcale tak oczywiste. Materiał ten jest przede wszystkim bardziej zwarty i konkretny, a zarazem krótszy, co jest jedną z jego największych zalet. Trwa niecałe 40 minut, a składa się z 8 kawałków – na próżno więc szukać wypełniaczy, wszystko kopie jak należy od pierwszej do ostatniej sekundy! Pisząc o krążku, trudno nie wspomnieć o warstwie tekstowej, która w tym wypadku tworzy wraz z muzyką integralną całość. Tym razem ponownie odpowiada za nią wokalista Rafał „Rasta” Piotrowski. Jego teksty nie są może przesadnie poetyckie, ale za to szczerze i zgodnie z założeniem dają pozytywnego kopniaka. Jego wokale brzmią znacznie lepiej (co w dużej mierze jest zasługą świetnego rozmieszczenia w miksie), z kolei jego barwa przywodzi na myśl młodego Cavalerę, Duplantiera… a momentami nawet Covana. Artysta mimo to nie zatraca własnej tożsamości, i choć zapewne posiada wielu idoli i inspiratorów, wciąż słychać, że to Rasta z „krwi i kości”. Jak to zwykle bywa w przypadku takich metamorfoz, pojawiły się głosy, że to już nie to samo i że nawet nie umywa się do wczesnych dokonań zespołu. Bzdura. Mimo, że kompozycje są chwytliwe i – być może dziwnie to zabrzmi – przebojowe, nie tracą one na szlachetności. Decapitated zrobił znakomitą robotę, płyta jest nienaganna technicznie, a przy tym bardziej melodyjna i bardziej przebojowa niż poprzedniczki. Słucha się jej z dużą przyjemnością i mam nadzieję, że nie będzie to ostatni album zespołu. To płyta dla tych, którzy nie mają kapeli za złe odejście od dusznego formatu znanego z wcześniejszych płyt i dla tych, którzy po prostu szukają przyjemnego w odbiorze i dobrze wyprodukowanego metalu z pogranicza death i coraz bardziej groove metalu. Jeśli więc czujesz, że tego właśnie potrzebujesz, to wydawnictwo jest dla Ciebie. Całość więc nokautuje po ośmiu rundach rasowo i światowo brzmiącego technicznego death metalu. Wielka w tym zasługa znakomitego na gitarze Vogga, a zatem też jego inspirującej wytrwałości w dążeniu do celu, ale trzeba też przyznać, że Rasta na wokalach brzmi zabójczo, a Michał Łysejko i Hubert Więcek to zawodowi gracze w ekstremalnym metalu. To lato należy do Decapitated. Chce się tylko krzyknąć: słuchajcie „Anticult” jak najgłośniej się da!