BAD COMPANY(REMASTER)
Bad Company
Nośnik: CD
Rekomendowane produkty
Lista utworów
Nr albumu | Nr utworu | Tytuł | Wykonawca | Czas trwania |
---|---|---|---|---|
1 | 1 | Can't Get Enough | Bad Company | 4:16 |
1 | 2 | Rock Steady | Bad Company | 3:47 |
1 | 3 | Ready For Love | Bad Company | 5:02 |
1 | 4 | Don't Let Me Down | Bad Company | 4:21 |
1 | 5 | Bad Company | Bad Company | 4:50 |
1 | 6 | The Way I Choose | Bad Company | 5:05 |
1 | 7 | Movin' On | Bad Company | 3:24 |
1 | 8 | Seagull | Bad Company | 4:02 |
Opinie
Bad Company to zespół, w którym przecięły się ścieżki muzyków znanych z Free (Paul Rodgers-wokal, Simon Kirke-perkusja), Mott The Hoople (Mick Ralphs-gitara) i King Crimson (Boz Burrell-bas). Pieczę nad tą supergrupą sprawował nie kto inny jak Peter Grant, ówczesny menedżer Led Zeppelin. Z jego też inicjatywy zespół podpisał kontrakt z młodą, ale obiecującą wytwórnią Swan Song.
Taki szczęśliwy zbieg okoliczności (albo jak kto woli - czysta kalkulacja) przyniósł zespołowi spodziewany sukces. Nie był on jednak oparty na agresywnym działaniu marketingowym, a wybornym materiale stworzonym przez rockowy kwartet. Debiutancki album, nazwany po prostu \"Bad Company\" (1974 r.), w dużym stopniu stylem nawiązywał do Free - osadzony w bluesie, ale mimo to bardziej chwytliwy i przebojowy. Osiem utworów składających się na płytę okazuje się mistrzowsko wyważonych. Z jednej strony mamy piosenki z tak zwanym pazurem (\"Can\'t Get Enough\", \"Rock Steady\"), z drugiej - krainę łagodności (\"Seagull\", \"The Way I Choose\"). Wisienką na torcie jest jednak utwór tytułowy - pełen dramatyzmu i niesamowitego śpiewu Paula Rodgersa. Ze swoim charakterystycznym, mocnym głosem nie bez powodu uznawany jest od ponad czterech dekad za jednego z najlepszych w branży. Na gitarze równie kompetentnie wtóruje mu Mick Ralphs sypiąc zagrywkami jak z rękawa, a ekonomicznie, acz solidnie grająca sekcja rytmiczna spina brzmienie całego zespołu.
Wspomniane brzmienie albumu nie zostało nadwątlone przez bezlitośnie upływający czas. Kompozycje nie straciły nic ze swojej świeżości i energii. Zapewne duża w tym zasługa Rona Nevisona, inżyniera dźwięku, wcześniej współpracującego z The Who czy The Rolling Stones. I choć zespół w następnych latach odnosił sukcesy, to właśnie ta płyta uważana jest za najlepszą w ich dorobku. Szczyt listy Billboard, 5 mln sprzedanych kopii i entuzjastyczne recenzje pozwalają umiejscowić ten album wśród definiujących muzykę rockową lat 70.
Bad Company to zespół, w którym przecięły się ścieżki muzyków znanych z Free (Paul Rodgers-wokal, Simon Kirke-perkusja), Mott The Hoople (Mick Ralphs-gitara) i King Crimson (Boz Burrell-bas). Pieczę nad tą supergrupą sprawował nie kto inny jak Peter Grant, ówczesny menedżer Led Zeppelin. Z jego też inicjatywy zespół podpisał kontrakt z młodą, ale obiecującą wytwórnią Swan Song.
Taki szczęśliwy zbieg okoliczności (albo jak kto woli - czysta kalkulacja) przyniósł zespołowi spodziewany sukces. Nie był on jednak oparty na agresywnym działaniu marketingowym, a wybornym materiale stworzonym przez rockowy kwartet. Debiutancki album, nazwany po prostu \"Bad Company\" (1974 r.), w dużym stopniu stylem nawiązywał do Free - osadzony w bluesie, ale mimo to bardziej chwytliwy i przebojowy. Osiem utworów składających się na płytę okazuje się mistrzowsko wyważonych. Z jednej strony mamy piosenki z tak zwanym pazurem (\"Can\'t Get Enough\", \"Rock Steady\"), z drugiej - krainę łagodności (\"Seagull\", \"The Way I Choose\"). Wisienką na torcie jest jednak utwór tytułowy - pełen dramatyzmu i niesamowitego śpiewu Paula Rodgersa. Ze swoim charakterystycznym, mocnym głosem nie bez powodu uznawany jest od ponad czterech dekad za jednego z najlepszych w branży. Na gitarze równie kompetentnie wtóruje mu Mick Ralphs sypiąc zagrywkami jak z rękawa, a ekonomicznie, acz solidnie grająca sekcja rytmiczna spina brzmienie całego zespołu.
Wspomniane brzmienie albumu nie zostało nadwątlone przez bezlitośnie upływający czas. Kompozycje nie straciły nic ze swojej świeżości i energii. Zapewne duża w tym zasługa Rona Nevisona, inżyniera dźwięku, wcześniej współpracującego z The Who czy The Rolling Stones. I choć zespół w następnych latach odnosił sukcesy, to właśnie ta płyta uważana jest za najlepszą w ich dorobku. Szczyt listy Billboard, 5 mln sprzedanych kopii i entuzjastyczne recenzje pozwalają umiejscowić ten album wśród definiujących muzykę rockową lat 70.
Koszt dostawy:
Zmień kod pocztowy
Krzysztof
Bad Company to zespół, w którym przecięły się ścieżki muzyków znanych z Free (Paul Rodgers-wokal, Simon Kirke-perkusja), Mott The Hoople (Mick Ralphs-gitara) i King Crimson (Boz Burrell-bas). Pieczę nad tą supergrupą sprawował nie kto inny jak Peter Grant, ówczesny menedżer Led Zeppelin. Z jego też inicjatywy zespół podpisał kontrakt z młodą, ale obiecującą wytwórnią Swan Song.
Taki szczęśliwy zbieg okoliczności (albo jak kto woli - czysta kalkulacja) przyniósł zespołowi spodziewany sukces. Nie był on jednak oparty na agresywnym działaniu marketingowym, a wybornym materiale stworzonym przez rockowy kwartet. Debiutancki album, nazwany po prostu \"Bad Company\" (1974 r.), w dużym stopniu stylem nawiązywał do Free - osadzony w bluesie, ale mimo to bardziej chwytliwy i przebojowy. Osiem utworów składających się na płytę okazuje się mistrzowsko wyważonych. Z jednej strony mamy piosenki z tak zwanym pazurem (\"Can\'t Get Enough\", \"Rock Steady\"), z drugiej - krainę łagodności (\"Seagull\", \"The Way I Choose\"). Wisienką na torcie jest jednak utwór tytułowy - pełen dramatyzmu i niesamowitego śpiewu Paula Rodgersa. Ze swoim charakterystycznym, mocnym głosem nie bez powodu uznawany jest od ponad czterech dekad za jednego z najlepszych w branży. Na gitarze równie kompetentnie wtóruje mu Mick Ralphs sypiąc zagrywkami jak z rękawa, a ekonomicznie, acz solidnie grająca sekcja rytmiczna spina brzmienie całego zespołu.
Wspomniane brzmienie albumu nie zostało nadwątlone przez bezlitośnie upływający czas. Kompozycje nie straciły nic ze swojej świeżości i energii. Zapewne duża w tym zasługa Rona Nevisona, inżyniera dźwięku, wcześniej współpracującego z The Who czy The Rolling Stones. I choć zespół w następnych latach odnosił sukcesy, to właśnie ta płyta uważana jest za najlepszą w ich dorobku. Szczyt listy Billboard, 5 mln sprzedanych kopii i entuzjastyczne recenzje pozwalają umiejscowić ten album wśród definiujących muzykę rockową lat 70.